Pierwszy rok szkolny za nami, za kilka dni zaczynamy kolejny i drugą klasę szkoły podstawowej. Pierwszą klasę nasz Jakub zaczynał nie znając języka niemieckiego i w wieku 6 lat, teraz nie ma praktycznie żadnego problemu żeby się w nim porozumiewać. Oczywiście robi błędy i jeszcze dużo musi się nauczyć, ale zrobił bardzo duże postępy. Wszyscy mówili, że dwa lub trzy miesiące i już będzie bez problemu "gadał" - nie do końca tak to działa, trwało to trochę dłużej, ale na to trzeba mieć więcej czasu, w końcu to nie nauka wierszyka na pamięć tylko język obcy.
Pierwsze dni w szkole musiały być dla niego ciężkie - nic nie rozumiał, nie mógł się z nikim dogadać, jednak wcale nie było tego po nim widać. Chętnie chodził do szkoły i robił zadania domowe, z dnia na dzień uczył się nowych słówek. Bardzo duża w tym zasługa jego nauczycielki, dla której nie było żadnego problemu z jego brakiem znajomości języka. Bardzo cierpliwa i zawsze pomocna sprawiła, że przebrnął przez ten trudny czas.
Oczywiście łatwo nie było, zwłaszcza z innymi dziećmi. Na początku większość dziewczynek chciała mu we wszystkim pomagać, ale jak to chłopcy w tym wieku on wolał towarzystwo kolegów... Zdarzało się, że niektórzy koledzy próbowali mu dokuczać albo robić głupie kawały, ale dzięki interwencji i przede wszystkim rozmowie z ich wychowawczynią zdołał się w pełni zintegrować z resztą klasy. Ciężko się było również odnaleźć ze względu na fakt, że mieszkamy w małej miejscowości i dzieci znają się tu już od przedszkola, niektórzy mają już swoich najlepszych przyjaciół, jest to mała i dobrze znająca się społeczność, gdzie od razu widać, że ktoś jest nowy. Jednak większość ludzi jest na tyle otwarta, że dali nam szansę na bycie ich częścią.
Teraz trochę praktycznych informacji jak funkcjonuje szkoła podstawowa, przynajmniej na Bawarii.
Książki na cały rok kosztowały nas 25 Euro, do tego na początku roku dostaliśmy listę potrzebnych rzeczy (zeszytów i innych szkolnych przyborów ok 60 Euro), które trzeba było dostarczyć w ciągu dwóch pierwszych dni szkoły. Wszystkie te rzeczy były przechowywane w szkole, jedyne co Jakub nosił w tornistrze, to: piórnik, czytanka i teczka z zadaniem domowym, a to oznacza, że jego tornister nigdy nie był ciężki.... Zadania domowe mieli codzienne oprócz piątku i innych wolnych dni.
W ciągu roku szkolnego nie musieliśmy ponosić praktycznie żadnych innych kosztów jeżeli chodzi o książki czy przybory szkolne, chyba że nowy ołówek czy gumka do gumowania. Zdarzyły się może ze trzy wyjazdy na wycieczkę (do lasu, do teatru, wyjście na basen) co kosztowało nas jednorazowo nie więcej niż 5 Euro.
Zajęcia odbywały się codziennie w godzinach od 8:15 do 11:35 lub 12:20. W tym zawsze jedna długa przerwa (20 min) na którą dzieci zawsze, przez cały rok wychodzą na dwór (chyba, że mocno pada deszcz). Wyjść muszą wszyscy, nikt nie zostaje w szkole. Jak pamiętam za moich czasów, a od znajomych wiem że i teraz też tak jest w większości szkół, mogliśmy wychodzić na dwór sporadycznie przy ładnej pogodzie. To mi się tutaj bardzo podoba, że dzieci codziennie idą się przewietrzyć i przy okazji trochę zahartować przy praktycznie każdej pogodzie a zwłaszcza zimą. W przedszkolu jest podobnie, wprawdzie nie codziennie, ale bardzo często i niezależnie od pory roku dzieci w miarę możliwości wychodzą choć na chwilę na plac zabaw.
Inaczej jest również rozwiązana kwestia ferii. Letnie ferie trwają sześć tygodni, ich termin jest różny w każdym landzie, Bawaria akurat ma jako ostatnia, zwykle od ok 1 sierpnia do 11 września. Pozostałe wolne jest rozrzucone w trakcie całego roku, tj. jeden tydzień na przełomie października i listopada, dwa tygodnie na Boże Narodzenie, jeden tydzień na przełomie lutego i marca na karnawał, dwa tygodnie na Wielkanoc, dwa tygodnie w czerwcu. Takie rozwiązanie ma oczywiście swoje plusy i minusy. Zdecydowany minus to jak człowiek normalnie pracuje, a tu dziecko dosłownie "co chwilę" ma wolne, ale z drugiej strony dziecko ma możliwość trochę odsapnąć w ciągu roku szkolnego i nie ma długich letnich wakacji, gdzie potrafi się porządnie zanudzić.
Jeżeli chodzi o system oceniania dzieci - w pierwszej klasie podobnie jak w Polsce nie ma ocen, jest świadectwo opisowe. W ciągu roku szkolnego było kilka testów sprawdzających wiedzę i umiejętności uczniów, poza tym na koniec pierwszego semestru, co jest tutaj też nowością, dostaliśmy kilku stronicową ankietę, w której dziecko miało samo siebie ocenić w kilku dziedzinach: życie szkolne, niemiecki, matematyka, religia, zajęcia plastyczne, sport, postępy w nauce itp. Taką samą ankietę wypełniała nauczycielka, i później na spotkaniu (nauczyciel, uczeń, rodzic) porównywano obie ankiety, omawiano ewentualne różnice i ustalano wspólnie cele do osiągnięcia. Jest to moim zdaniem ciekawe rozwiązanie, bo pokazuje zarówno punkt widzenia dziecka jak i nauczyciela.
Czego nauczył się w pierwszej klasie? Nauczył się czytać (w miarę płynnie i ze zrozumieniem) i pisać, dodawać i odejmować do 20, poznał figury geometryczne, zaczął chętnej brać udział w zajęciach plastycznych a przede wszystkim wprost pokochał zajęcia sportowe.
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że przeszliśmy wszyscy przez tą pierwszą klasę w miarę na luzie i mimo wszystko bez większego stresu. Myślę, że zazwyczaj pójście dziecka do szkoły (do przedszkola itp) to większe przeżycie dla rodziców niż dla samego zainteresowanego. To my wymyślamy problemy tam gdzie dla dziecka ich w ogóle nie ma. Jakub poszedł do szkoły jako sześciolatek, bo chciał, bo uznaliśmy, że nie ma sensu go na siłę trzymać w przedszkolu bo jest taka możliwość. Większość dzieci jest bardzo elastyczna i umie bez problemu dostosować się do danej sytuacji, w przeciwieństwie do rodziców. Wiem, że chcemy dla dzieci jak najlepiej, ale czasem trzeba wysłuchać czego to dziecko chce i mu zaufać, a nie patrzeć tylko na swoje wygody. Teraz już w Polsce nie ma problemu - do szkoły idą siedmiolatki, a szkoda bo na pewno dużo sześciolatków byłoby na szkołę gotowych. Ja rok temu od wielu znajomych słyszałam, że źle robię, po co go wysyłam do szkoły, ale żadna krzywda mu się nie stała i gdybym miała decydować jeszcze raz zrobiłam tak samo. Wiem, że zaraz ktoś powie, że Niemcy to nie Polska, ale jak podejmowaliśmy decyzję o jego pójściu do szkoły nie mieliśmy jeszcze w perspektywie wyjazdu tutaj - miał chodzić do szkoły w Polsce.
Teraz przed nami kolejny rok szkolny i z pewnością więcej nauki, dodatkowo cały czas nauka języka, ale na razie przynajmniej Jakub ciągle cieszy się na myśl o szkole, na kolegów i koleżanki, na wszystkie inne nowe rzeczy... Oby ta radość towarzyszyła mu jak najdłużej :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zdrowe drugie śniadanie
Wczoraj miałam okazję pomagać w szkole mojego syna przy organizacji "gesunden Pausenfrühstück" czyli drugiego śniadania dla dzieci...
-
Leutaschklamm, Mittenwald Mittenwald to miasteczko oddalone o 20 km od Garmisch-Partenkirchen, położone między górami Wettersteingebirge a...
-
Garmish-Partenkirchen znane jest przede wszystkim z Turnieju Czterech Skoczni i jako popularny ośrodek sportów zimowych, jednak warto spędzi...
-
To tutaj znajdziemy jedne z największych w Europie wodospadów, największą na świecie jaskinię lodową, wysokie góry, zielone doliny, najpiękn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz